Do pierwszego spotkania doszło w restauracji Szanghaj w Warszawie. Miałem sześć lat, raczej nie wyobrażam sobie, że była to miłość od pierwszego „wejrzenia”, ale na pewno miłość na całe życie. Zresztą zawsze była to miłość rodzinna – rodzice tak samo je uwielbiali, może brat trochę mniej. W „stuletnich jajach” rozkochałem też każdego kogo mogłem – najlepszym przykładem jest Julian Karewicz, z którym w wieku nastoletnim przemierzaliśmy Pragę z walizką biżuterii często przekraczającej wartość 70k €. Korzystaliśmy z każdej możliwej okazji by móc w przerwie od nawiązywania kontaktów handlowych z podziemną jugosłowiańską bracią, czy ruską mniej bracią, zatrzymać się na ten przysmak – zrobić doładowujący przystanek, kiedy w treści spotkań lał się „kaniak”
Lata później wciąż opętany ich smakiem, odcięty od dobra przez epidemię SARS wracając z Azji zostałem zatrzymany na lotnisku w Polsce z prawie setką sztuk – nie przesadzam – całą walizką*! Zresztą tą samą, która wcześniej była wypełniona biżuterią. Warto było podjąć ryzyko tej kontrabandy, szczególnie że się udało. Celnik po wysłuchaniu wszystkich moich opowieści związanych z tymi jajami, wyznaniu o uzależnieniu całej rodziny, braku towaru w mieście… Spojrzał mi w oczy i łagodnie powiedział „spierdalaj z tym” – przyzwyczajony, że częściej jednak w mojej walizce widział kilogramy wyrobów ze srebra, złota i bursztynu.
Tradycyjne są oblepione gliną ze słomą, a tam znajdzie się jeszcze palone wapno – w postaci popiołu, herbata, łuski ryżu – legendy mówią o końskim moczu…
I z tą gliną wiąże się jeszcze jedna anegdota.
W Huadu, w Kantonie, zrobiliśmy z moim Tatą zakupy, właściwie spore zapasy czarnego dobra na powrót do Polski – kolejną kontrabandę właśnie. Jak to z zapasami bywa, potrafią być potrzebne wcześniej niż było ich przeznaczenie, szczególnie gdy głód jest wywołany dobrą imprezą i dużą ilością piwa, a w moim przypadku jeszcze dodatkowo znaczną ilością melonowej wódki, po której wypiciu, następnego dnia skóra pachnie syntetycznym melonem – nie polecam! Przyznaję – nie posłuchałem wtedy ojca… I melonową wódką zapijałem złamane serce.
„Odglinanie” przysmaku miało miejsce w umywalce łazienki hotelowego pokoju. Glina była wszędzie. Odpływ się zatkał – „sam się zatkał” Tak… Widzicie to? Ja doskonale to pamiętam, tak jak pamiętam oczy obsługi, którą poinformowaliśmy o awarii. Słyszę też w pamięci ten jedyny w swoim rodzaju śmiechu mojego Taty, który wypełnił ten hotelowy pokój co było było reakcją na absurdalność, obleśną komiczność całej sytuacji. Brakuje mi tego śmiechu bardzo!
Jaja warto przygotować wcześniej – zamarynować je w sosie sojowym, z czosnkiem i chilli przynajmniej kilka godzin przed podaniem.
W Chinach jadłem czosnek, który znacznie różnił się swoją mocą od tego co znamy w Europie. Można go zjeść spore ilości bez specjalnych konsekwencji tj. ten czosnek ma moc – ale nie suszy po nim, nie powoduje nieprzyjemnego zapachu z ust, jak to bywa. Często do dań trafia nawet cała główka czosnku, używa się go w tych Chinach, które zwiedziłem bardzo dużo – na bogato.
Tradycyjnie jaja podaje się w zupie. Bardzo trudno było wytłumaczyć, że ma ich tam trafić np 6 na porcję. Ludzie, którzy nam je sprzedawali w ulicznych chińskich knajpkach, potrafili się dosiąść do naszego stołu patrzeć jak jemy i przez cały czas się z nas śmiać. Zabawne, ale też dziwne uczucie podczas spożywania, szczególnie ulubionego posiłku.
Napisałem o restauracji Szanghaj, która znajdowała się przy ulicy Marszałkowskiej, którą zdobił wielki pionowy smok – pamiętam. Szkoda bardzo, że jej dziś tam nie ma. Była pierwszą chińską restauracją w powojennej Polsce, otwartą w 1957 roku przez Pana Lu Juana Ou – człowieka o niesamowitej historii – polecam przeczytać.
Córka Pana Lu założyła lata później Dziki Ryż, który później prowadził jej syn. O kucharzu, który pracował w legendarnym Szanghaju na forach można było znaleźć informację, że ostatnio pracował w którejś chińskiej restauracji na Mokotowie – może ktoś z Was wie w której?
* ta walizka to właściwe większość historii mojego życia, kiedyś to wszystko spiszę i zostanę ambasadorem marki Samsonite…
