Poissons, ecrevisses et crabes, de diverses couleurs et figures extraordinaires, que l’on trouve autour des isles Moluques et sur les côtes des terres Australes : peints d’après nature […] Ouvrage […] divisé en deux tomes*
Czyli cofam się w czasie dekadę
Czas zapierdala!
Stojąc na scenie na uroczystej kolacji z okazji dziesięciolecia Kuchni+ uwiadomiłem sobie, że nie jest to tylko dziesięciolecie Kuchni+ – w tym samym czasie mija moja dekada na kuchni** ponad tuzin lat w gastro świecie.
Więc historia zdarzyła się kilkanaście lat temu. Brałem wtedy każdą pracę, często na 3 zmiany, głownie w Edynburgu-od południa, gdzieś później wieczorem do rana i od tego wczesnego rana do południa w Livingstone. Ta ostatnia to temat na inny #short- to będzie tekst o upokorzeniu. Osoba u której wtedy mieszkałem Jason G. to z kolei materiał na dwa albo i nawet trzy odcinki.
Spałem wtedy na kanapie, moje całe życie było spakowane w jedną walizkę- po prawej czyste, po lewej worek z brudami.
Jason- człowiek autystyczno-towarzyski był w stanie sprowadzić do domu każdego! Wracając w nocy z pracy gdzie roznosiłem talerze i nalewałem wino totalnie wymęczony z jedną przyświecającą mi myślą- walnę się na ubłagane trzy godziny snu. Jednak w sowim pokoju- salonie z aneksem kuchennym zastaje rzekomego Jasona i bezdomnego siedzącego na mojej kanapie. Bezdomnego w pełnym rynsztunku swojej bezdomności- śmierdzących łachmanach. Pierwsza i instynktowna myśl była- wypierdolę ich wszystkich, przewietrzę pokój i pójdę spać. Byłem jednak w tym domu gościem. Usiadłem na podłodze, obcy bezdomny sięgnął po plecak i wydobył z niego puszkę Tennets’a i mi podał. Pochłonąłem puszkę ohydnego Tennents’a. Zaczęliśmy rozmawiać. Intruz zaintrygował mnie. Zaczął pytać. Opowiedziałem trochę o sobie, jak się tu znalazłem i co robiłem. Dystans minął jak wypowiedział między innymi nazwisko Bałka.
Wstecznym było by teraz przytaczać wypowiedziane zdania. Zostawmy to.
Tego dnia poszedłem do pracy bez snu, po trzech Tennets’ach, za to napełniony rozmową, której mi tak wtedy brakowało.
Angus stał się trochę kumplem, przy którym zatrzymywałem się na ulicy by porozmawiać, przysiąść. Czasami nawet do siebie dzwoniliśmy, czy pisaliśmy sms’y-jak poszedł na odwyk. Wpadał też na obiad.
Cztery lata temu dowiedziałem się o jego śmierci.
dziś jego wiersz:
Crab
Four crabs from the cold firth alive for a shilling. The largest reared in the pot, in spite of the fierce water, but soon we cracked his limbs with our teeth and wheedled with spoons and fingers for the last shreds of flesh from the crannies of his briny body. In that brittle maze I found no features to remind me of our brains, our livers or our smooth bellies, yet doubtless their functions were held by some part of the paste of his cavities. Spread, soup and risotto – only the gills were rejected. In the days we ate him I did not forget his moment on the floor to amuse the baby, when she gloated at the slow clash of his last menace, nor that shape which made me think of a soft soldier fried in the cockpit of a tank.
RIP Angus Lindsay Ritchie Calder
(5 February 1942 – 5 June 2008)
foto:Independent
*źródło: polona.pl
** często poprawiany błąd-, jednak kuchnie – my kucharze- często traktujemy jak statek w związku z tym na statku; na pokładzie…na kuchni